Poród
naturalny (siłami natury) kojarzony jest przede wszystkim z ogromnym
bólem, ciężkim do opowiedzenia, czy opisania. Jednak wiąże się
z nim wiele innych przeżyć i odczuć, dzięki czemu kobieta jest w
stanie wytrzymać te ciężkie chwile i walczyć do samego końca –
pięknego końca – wydania na świat swojego wyczekiwanego potomka.
Opowieści strasznej treści..
Kobieta
w ciąży ma możliwość wysłuchać opowieści o różnego rodzaju
przejściach podczas porodu wśród osób z najbliższego jej
otoczenia. Zazwyczaj są to nie miłe wspomnienia, a to wprowadza
nerwową, pełną strachu i obaw atmosferę.
Stworzone, by rodzić
W
moim przypadku było inaczej… Nie sugerowałam się niczyimi
opowieściami, nie czytałam nic na temat porodów, poza kwestiami
związanymi z samym przygotowaniem się do niego (potrzebne rzeczy
itp.).
Najważniejsze
dla mnie zdanie, które sobie i wszystkim powtarzałam to, że wiem,
że łatwo nie będzie, ale po to jesteśmy tak stworzone, żeby
sobie poradzić i większość kobiet na świecie musiała przez to
przejść..
Wiedziałam,
że będzie bolało, ale nie znałam tego rodzaju bólu i przez to
też byłam do końca nieświadoma co mnie czeka.
Jeśli wiara czyni cuda, trzeba wierzyć, że się uda
Najważniejsze
według mnie, to pozytywne nastawienie i w moim przypadku…
modlitwa… Od 4 miesiąca ciąży , raz w miesiącu w pierwszą
sobotę chodziłam na mszę poranną w intencji matek oczekujących
dziecka, a codziennie wieczorem modliłam się do św. Ignacego
Loyoli – patrona kobiet w ciąży i rodzących.
Wydaje mi się, że
właśnie dzięki tym dwóm czynnikom : dobremu nastawieniu i wierze,
mój poród był szybki (3 h 20min), choć niezbyt łatwy, bo miałam
bóle krzyżowe – ten gorszy rodzaj bóli porodowych.
Pod koniec,
przed ostatnią fazą porodu już nie miałam sił i ból był tak
silny, że miałam zamiar prosić o znieczulenie, jednak po badaniu
przez położną okazało się, że już wszystko gotowe i po 15
minutach trzymałam w objęciach moją malutką Juleczkę;)
Mężczyzna zuch!
Bardzo
dużym wsparciem dla mnie była obecność mojego mężusia, który
dzielnie przy mnie czuwał. Od początku był nastawiony, że chce
iść ze mną do porodu. Ja miałam wiele obaw z tym związanych,
zwłaszcza takich, że będę się dodatkowo nim denerwować, że
odpłynie na porodówce.
Teraz jednak nie wyobrażam sobie, żeby go
tam miało nie być, tym bardziej, że w naszym przypadku nie było
jakichś strasznych scen. Jak mężczyzna jest odporny na widok krwi,
która jest liczona chyba w hektolitrach przy porodzie, to na pewno
sobie świetnie poradzi w tych ważnych chwilach dla obojga rodziców.
Jak
wspominamy poród i funkcję mężusia to było nalanie wody do wanny
w której spędziłam sporo czasu i włączanie hydromasażu w czasie
moich skurczy, ale to tylko powierzchowne jego zadania. Najważniejsza
była jego obecność i wsparcie!! Chyba dzięki temu przetrwałam to
wszystko bez znieczulenia.
Dlatego
jak ktoś z moich znajomych będzie miał kiedyś wątpliwości przed
porodem rodzinnym, to powiem, że jeśli tylko mężczyzna nie boi
się widoku krwi, to nie ma się nawet nad czym zastanawiać. Polecam
to każdemu.
M&M
Ja miałam dwa cc, choć nastawiałam się na poród naturalny. Pamiętam jak rodziłam córkę mój mąż był na sal przed cc bardzo mi pomogła jego obecność, nie czułam się sama.
OdpowiedzUsuńOj tak, najważniejsze w tym wszystkim to czuć obecność najbliższej osoby, to dodaje sił!
Usuń